«« powrót

„Dusze sprawiedliwych są w ręku Boga” (Mdr 3,1a)

7 sierpnia 2023

S.M. Symplicja  - Stanisława Świder urodziła się 1 maja 1934 r. w Załężu w diecezji tarnowskiej w powiecie nowosądeckim. Z Załęża po zalaniu domu rodzinnego przez jezioro rożnowskie rodzice przeprowadzili się do Binczarowej i  tam spędziła Siostra swą młodość wzrastając w rodzinnej , religijnej atmosferze i środowisku parafialnym, w którym zrodziło się u niej powołanie do życia zakonnego.

Mając 18 lat, w 1952 roku wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr Świętego  Józefa w Tarnowie. Po odbytej formacji duchowej i złożeniu ślubów zakonnych została skierowana do pracy jako wychowawczyni w Domu Dziecka w Krośnie, a następnie jako księgowa w przedszkolu w Bogumiłowicach. Jak nieraz wspominała do przedszkola uczęszczał chłopiec - przyszły lekarz dr Józef Płanik, który po latach spieszył Siostrze z medyczną pomocą, gdy jako emerytka przeżywała trudny okres leczenia i ratowania zdrowia.

Siostra Symplicja jako młoda Siostra wykazywała szczególne zamiłowanie do pracy wśród chorych. Z polecenia Przełożonych Zgromadzenia zdobyła odpowiednie kwalifikacje zawodowe (2-letnia nauka w Ośrodku Szkolenia Asystentek Pielęgniarskich w Gliwicach, Medyczne Studium Zawodowe w Zakopanym) i jako dyplomowana pielęgniarka oddała się całkowicie na służbę chorym i cierpiącym. Placówki na których realizowała charyzmat naszego Założyciela Ks. Zygmunta Gorazdowskiego są następujące: Szpital Powszechny w Gliwicach (5 lat), Szpital dla Psychicznie Chorych w Radecznicy k/Zamościa, gdzie pracowała jako pielęgniarka 18 lat i 5 lat w aptece szpitalnej. Inne placówki to Prokocim - Dom Pomocy Społecznej, Kraków - opiekunka chorych w parafii, Tarnów – pielęgniarka chorych sióstr w domu prowincjalnym (4 lata).

Od 1993 roku s. Symplicja przebywała na leczeniu w Tarnowie w domu prowincjalnym, gdzie na miarę swych możliwości włączała się w pełnienie czynów miłosierdzia wśród ubogich i chorych przychodzących do furty klasztornej.

Przez kilka lat włączała się w organizowanie przez młodzież szkolną Tarnowa spotkań z okazji Świąt Bożego Narodzenia, które odbywały się w salach Domu Nauczyciela dla 120 do 160 bezdomnych i opuszczonych, zapalając w nich iskierkę nadziei. Otrzymywała na piśmie serdeczne podziękowania od realizatorów Wieczoru Wigilijnego w Tarnowie za serce, owocną współpracę i przekazane dary.

Gorliwie modliła się za kapłanów i tych, którzy się do kapłaństwa przygotowują. Była również członkiem Towarzystwa Przyjaciół Wyższego Seminarium Duchownego w Tarnowie. Owocem tych modlitw jest powołanie kapłana z diecezji tarnowskiej - ks. Macieja, który obecnie jako misjonarz pracuje z Siostrami Józefitkami w Republice Konga. S. Symplicja poznała go, gdy był małym chłopcem i w czasie jego choroby spieszyła z pomocą służąc swymi umiejętnościami pielęgniarskimi. Do końca swoich dni wspierała ks. Macieja modlitwą i cierpieniem.

Warto tutaj też wspomnieć wymodlone przez s. Symplicję józefickie powołanie, o czym wspomina ze wzruszeniem S.M. Alfonsa z jej rodzinnej parafii,   która zawdzięcza S. Symplicji to, że dając piękny przykład zakonnej postawy wprowadziła ją w szeregi józefickie i wspierała w wytrwaniu w łasce powołania.

Ostatni etap życia s. Symplicji zaznaczony był  niemocą fizyczną , wieloletnim przylgnięciem do krzyża choroby i cichym poddaniem się woli Bożej. Modlitwą i cierpieniem wypraszała Siostra potrzebne łaski Kościołowi i Zgromadzeniu. Miała piękny zwyczaj błogosławić każdą odwiedzającą ją Siostrę kreśląc znak krzyża na czole. Dnia 5 sierpnia w I-szą sobotę poświęconą Niepokalanemu Sercu Maryi  otrzymała sakrament namaszczenia chorych i absolucję na godzinę śmierci. Siostry rozpoczęły czuwanie przy konającej Siostrze. Zmarła w nocy, w Niedzielę Przemienienia Pańskiego

Siostra z usposobienia byłą osobą radosną, lubiła żartować, przedstawiać skecze w stylu góralskim przy różnych okazjach, w kontaktach z ludźmi była bardzo bezpośrednia, miła i lubiana. Cechowała ją niezwykła otwartość na ludzką biedę, współczucie i poświęcenie w służbie Chrystusowi w ludziach chorych i cierpiących.

/s.A.J./

Świadectwo ks. Macieja o s.Symplicji nadesłane dzień po jej śmierci:

„Muszę przyznać, że wiadomość o śmierci Siostry Symplicji poruszyła nie tylko mnie samego,  ale również moje najdawniejsze wspomnienia z dzieciństwa. Pamiętam, że jako mały chłopiec dużo chorowałem. Lekarze co rusz przepisywali mi kolejne serie bolesnych zastrzyków. Z tego, co pamiętam, była to ampicylina, dwa razy dziennie: rano i wieczór. Poranny zastrzyk otrzymywałem w gabinecie zabiegowym przy ulicy Dzierżyńskiego, a ten wieczorny... no właśnie, z tym wieczornym zastrzykiem był problem, bo to był stan wojenny i w związku z zarządzeniem godziny milicyjnej świeckie pielęgniarki nie  przemieszczały się już w godzinach wieczornych. I wtedy właśnie  w naszym domu przy ulicy Powstańców Warszawy pojawiła się siostra Symplicja, pielęniarka zakonna, dzięki, której bolesne zastrzyki stały się nagle bezbolesne. To już nie była amicylina, ale raczej misericordyna. A przy  okazji zastrzyków otrzymałem od Siostry figurkę świętego Józefa i dowiedziałem się jak smakuje prawdziwa czekolada. Myślę, że tymi swoimi zastrzykami Siostra Symplicja zaszczepiła we mnie przyszłe powołanie do kapłaństwa, którego wizja z biegiem czasu stawała się dla mnie coraz jaśniejsza. Promieniująca twarz siostry Symplicji i jej oryginalne imię na zawsze wyryły się w mojej pamięci, dzięki czemu, wiele lat później udało mi się ją odnaleźć w domu na ulicy Mościckiego. Wielka była radość naszego spotkania po latach, no bo, któż by się spodziewał, że ten chorowity chłopiec zostanie kiedyś księdzem, który pojedzie na misje do Republiki Konga, gdzie będzie współpracował z polskimi józefitkami. Jestem pewien, że wraz ze śmiercią Siostry Symplicji zyskałem dla siebie nowego orędownika w niebie. Dobry Jezu a nasz Panie daj jej wieczne spoczywanie!”