«« powrót

Powędrowała ku wiecznej szczęśliwości!

16 sierpnia 2022

Siostra Krzysztofa – Zofia Chrzanowska urodziła się w 1941 roku w Siedliskach k. Tuchowa, (diecezja tarnowska). Pochodziła z wielodzietnej rodziny ( miała 9-cioro rodzeństwa, w tym troje zmarło w wieku przedszkolnym). W dzieciństwie cierpiała na bezwład nóg. Do czwartego roku życia nie potrafiła chodzić. Jak pisze w swoim świadectwie miała dobrą, kochającą mamę, która bardzo modliła się o jej uzdrowienie za przyczyną Matki Bożej Tuchowskiej. W tej intencji pieszo udała się z nią do Sanktuarium Maryjnego w Tuchowie i przed cudownym obrazem Matki Bożej powierzyła Jej opiece. Po powrocie do domu niespodziewanie przyszło uzdrowienie i odtąd zaczęła coraz lepiej samodzielnie chodzić, dziękując nieustannie za ten cud.

S. Krzysztofa chcąc się usamodzielnić, bardzo szybko opuściła dom rodzinny, podejmując pracę w Seminarium Duchownym w Tarnowie, gdzie zetknęła się z siostrami Józefitkami. W czasie wizytacji wspólnoty sióstr prowadzonej przez ówczesną przełożoną generalną Matkę Eugenię Rekucką, poprosiła o przyjęcie do Zgromadzenia. Matka nie tak łatwo się zgodziła ze względu na młody wiek kandydatki, ale w końcu uległa na usilne jej błagania. Tak więc mając 18 lat s. Krzysztofa zrezygnowała z pracy w Seminarium Duchownym i podjęła formację zakonną w postulacie w Tarnowie oraz w nowicjacie w Kluczborku. W 1960 roku złożyła śluby wieczyste, oddając swe młode życie na służbę Bogu i ludziom w następujących placówkach: Kraków-Mogiła, Polanica-Zdrój, Lubaczów, Krosno - Dom Dziecka, Tarnów - Dom Emerytów, Tarnów - parafia katedralna, Mielec i Uszew.

Życie zakonne upływało s. Krzysztofie na modlitwie, ciężkiej pracy w pralni, w ogrodzie, a przede wszystkim w kuchni, którą chętnie podejmowała mając kulinarne przygotowanie.

Najdłużej pracowała w Krakowie, opiekując się Państwem Kozyrskich i panią mecenas, Bronisławą Kozek, biegłym prawnikiem, która w czasach, gdy dom nasz przy ul. Moniuszki 8, przeżywał lata komunistycznej agresji i ukrytej inwigilacji, służyła znacząca pomocą. Im to właśnie s. Krzysztofa służyła z wielkim poświęceniem i sercem, w sumie 16 lat.

S. Krzysztofa była słabego zdrowia – całe życie zmagała się z różnymi dolegliwościami. W jednym z listów z Sanatorium pisała do s. Prowincjalnej: „mam poważne kłopoty z kręgosłupem, martwię się, że za niedługo przestanę chodzić, bo choroba szybko postępuje”. I tak się stało. Innym razem pisała: „Jestem na rehabilitacji w Reptach, lekarz powiedział, że na takie schorzenia nie ma rady, tylko cierpieć”. Tak więc cierpienie towarzyszyło Siostrze do końca ziemskich dni. Z upływem lat, gdy Siostra coraz bardziej traciła sprawność fizyczną z powodu postępującej choroby, przy każdej czynności wykonywanej z coraz większym wysiłkiem wzywała nieustannie na pomoc Najświętszą Maryję Pannę i wszystkich Świętych, a szczególnie św. s. Faustynę, którą nazywała swoją Przyjaciółką.

Przeżywając jubileusz 50-lecia życia zakonnego, dziękowała za szczególną opiekę Matce Bożej i za otrzymany dar powołania zakonnego, prosząc o wytrwanie w dobrym i łaski potrzebne na godzinę śmierci. A była to śmierć szczęśliwa, spokojna z gromnicą w ręku, w otoczeniu sióstr.

Niech odpoczywa w pokoju wiecznym.

/A.J./